niedziela, 10 listopada 2013

Chapter Seven



Drzwi się otworzyły, a w nich stanął Justin
-Chodź- wypowiedział oschle. Mój  żołądek wręcz wywrócił się. Wstałam powoli z łóżka i podeszłam do drzwi. On je za mną zamknął i pociągnął w stronę schodów. Gdy byliśmy na samym dole uderzył we mnie straszny hałas. W salonie siedzieli chłopaki, których już kojarzyłam, ale był jeden starszy mężczyzna.
-Oooo, to jest ta ślicznotka, o której wspominałeś- wstał z kanapy i podszedł do mnie. Automatycznie cofnęłam się do tyłu, zwiększając przestrzeń między nami.- Boisz się mnie?-spytał cwaniacko. Przełknęłam głośno ślinę, a mój oddech znacznie przyśpieszył, gdy on tak przeszywał mnie wzrokiem. Schowałam się za Justinem, wychylając tylko głowę. Mężczyzna zaśmiał się tylko.
-U mnie będzie ci dobrze-zaśmiał się- Zabieram ją do siebie.- na te słowa Justin wzdrygnął.
-Nie zgadzam się-od razu zaprotestował.
-Wiesz, że nie masz takiego prawa- wyśmiał go
-Ależ mam, kochamy się i nie możesz nas rozdzielić.- że co kurwa? Mógł wymyślić coś lepszego.
-No nie wiem- spojrzał na mnie.
-Justin, proszę cię, nie oddawaj mnie- powiedziałam zrozpaczona, a pojedyncze łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Grałam trochę…
-Nie martw się- wtuliłam się w niego, a on mnie także objął i pocałował czubek mojej głowy
-Szkoda, a taka ładna- położył rękę na moim ramieniu, a Justin od razu ją strącił. -
-Pójdziemy już na górę- oznajmił Jus.
-Zostańcie- powiedział znacząco obcy mężczyzna. Brązowooki westchnął tylko i usiadł na kanapie, a następnie poklepał swoje kolana na znak, bym na nich usiadła. Usiadłam dokładnie tak jak chciał i położyłam głowę na jego ramieniu. –Nie mówię tego, ale wy wyglądacie słodko-zaakcentował, a reszta wpadła w śmiech.
-Graj, dobrze nam idzie- powiedział mi do ucha, ledwo słyszalnie. Pokiwałam tylko twierdząco głową. – Jestem głodny, chodź pomożesz mi- pociągnął mnie w stronę kuchni. Gdy do niej weszliśmy zatrzasnął za sobą drzwi i odwrócił się w moją stronę.- Zaufaj mi, rób do czego cię poprowadzę. Znam ich bardzo dobrze i wiem w co uwierzą, a w co nie.- pociągnął mnie w stronę blatu i bez problemu unosząc posadził mnie na nim, stając między moimi nogami. – Trzeba stwarzać pozory- zaśmiał się.
-Ja wiem swoje- także się zaśmiałam.
-Sugerujesz, że na ciebie lecę- uniósł brwi
-Tego nie powiedziałam- uniosłam się żatrotobliwie
-Ale zasugerowałaś- oznajmił.
-Wcale nie- zaśmiałam się.
-A może ty na mnie lecisz- zaproponował- Tak, ty na mnie lecisz- uśmiechnął się cwaniacko
-No to strzeliłeś-wyśmiałam go.
-Ach, zamknij się już- z zaskoczenia pocałował mnie prosto w usta. To było normalnie coś magicznego, poczułam wręcz mrowienie w brzuchu.
-To po to, chcieliście tu przyjść- usłyszałam czyiś głos. Justina nawet się tym nie przejął, ale niechętnie się oderwał.
-Luke, daj spokój i wyjdź- machnął ręką.
-Nie, bo nie mam zamiaru szykować sobie potem posiłki na blacie, na którym przyleciałeś lakę- zaśmiał się. Jus wywrócił oczami i pomógł mi zejść z mebla. Wziął z lodówki kawałek i pizzy, a następnie chwycił mnie za rękę i wyprowadził z pomieszczenia.
-Pa chłopaki- rzucił przechodząc przez salon. Zaprowadził nas do swojego pokoju, gdzie od razu zdjął z siebie ubrania i położył się do łóżka. Zrobiłam to samo, a on mocno mnie do siebie przytulił i tak zasnęliśmy.
****************************************************
Co o nim myślicie? Moim zdaniem chyba nie jest zły... Komentujcie!

1 komentarz:

  1. Nie przepadam za takimi opowiadaniami jednak się zdziwiłam! Przeczytałam wszytsko w sekundę nie mówiąć o tym że słownictwo jest idelanie dobrane oczywiście obserwuję!

    Pozdrawiam:3
    amolsandamols.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń