środa, 6 listopada 2013

Chapter Six



Sekundy zdały się być minutami, a minuty godzinami, zanim Justin wraz z kolegami zjawił się na miejscu. Moje powieki były coraz cięższe, ale wciąż kontaktowałam.
-O matko, co tu się stało? Jazmyn!- krzyknął i przykucnął przy niej. Wyciągnął z kieszeni malutką buteleczkę i jej zawartość wylał jej do ust. –Coś ty sobie myślała?!- krzyknął na mnie
-Ja…- zaczęłam
-Pozwoliłem ci wyjść?! Powinienem cię teraz zastrzelić- wyciągnął broń i przyłożył mi ją do skroni. Zamknęłam oczy, by łzy, które się tam zebrały, nie mogły wypłynąć.
-Justin, daj spokój. Niech wyjaśni ci to Jazmyn jak się obudzi- powiedział ktoś
-Ona przez nią mogła umrzeć- krzyknął
-Co ty kurwa wiesz!- uniosłam się. Wstałam z ziemi, próbując ignorować ból- Gdybym nie zareagowała, to twój pierdolnięty przyjaciel zgwałcił by twoją siostrę kretynie! Chcesz mnie zabić? Proszę bardzo, to będzie lepsze, niż słuchanie fałszerstw. – zmierzyłam go wzrokiem, a moja klatka piersiowa unosiła się szybko.
-Co jest?- usłyszałam głos Jazmyn.- O boże- podniosła się do pozycji siedzącej i podbiegła do mnie, przytulając mnie.- Dziękuję ci- rozpłakała się.
-Jazmyn- powiedział cicho Justin
-Justin- rzuciła się na chłopaka.- Jak się tu znalazłeś?-spytała zdziwiona
-Noemi zadzwoniła do mnie- przyznał.
-Zabierz tego potwora ode mnie- schowała się za chłopakiem patrząc na wciąż nie przytomnego Scotta.
-Dobrze kochanie- przytulił ją, a następnie wziął na ręce i zaniósł do auta znajdującego się niedaleko. Do pewnego chłopaka zadzwonił telefon, a gdy odebrał połączenie jego twarz od razu zbladła. Powiedział tylko ciche” Dobra” i rozłączył się.
-Justin, mam złe wieści, John nas odwiedzi
-Że co kurwa?-wydarł się, o mało co nie zrzucając Jazmyn.
-Pogadamy w domu-zaproponował.
-Noemi, chodź-zawołał mnie Justin. Zrobiłam krok do przodu, ale pożałowałam go, bo poczułam jakby noga mi płonęła. Runęłam na ziemię z krzykiem. Wszyscy spojrzeli na mnie, ale nie raczyli mi pomóc… Świnie
Przytrzymałam się drzewa i ponownie wstałam na własne nogi. Nie wiem jak, ale doczłapałam się do samochodu i wsiadłam na tył.
-Dłużej się nie dało?-spytał ironicznie. Wywróciłam tylko oczami i odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie jechał on nawet 2 minut, aż zatrzymał się przed „domem”. Justin wyszedł z auta z Jazmyn, a ja zostałam z nim, zastanawiając się, jak wyjść, by nie sprawić sobie takiego bólu. Najpierw wystawiłam zdrową nogę, a następnie tą rozciętą. Staram się ile tylko mogłam przenosić ciężar na zdrową nogę, ale i tak bolało w chuj.
Dziękowałam Bogu, gdy usiadłam na łóżku w pokoju Justina. Ściągnęłam koszulkę i zawiązałam ją obok rany, tworząc opaskę uciskową. Drzwi się otworzyły, a do środka wszedł widać wkurzony Justina. Spojrzał na mnie i oczy mu się otworzyły tak, że myślałam, że mu wypadną. Wolnymi krokami podszedł do łóżka i stanął przede mną. Popchnął mnie do pozycji leżącej. Znalazł się nade mną i zaczął pocałunkami obsypywać moją szyję
-Puść mnie- zaczęłam wyrywać się z jego uścisku
-Spróbuj się jeszcze ruszyć, albo chociaż odezwać, to przestrzelę ci łeb- wypowiedział mi do ucha. Przełknęłam głośno ślinę i odetchnęłam nerwowo. Swoje ręce położył na moich piersiach, które na szczęście przykrywał stanik. Jednym ruchem zrzucił swoją koszulkę i powrócił do poprzedniej czynności. Złączył nasze usta w pocałunku, którego nie odwzajemniłam.
-Rób co ci każę- wysyczał przez zaciśnięte zęby i ponownie mnie pocałował, co już odwzajemniłam. Podniósł mnie lekko do góry, jedną ręką odpinając mój stanik. Rzucił go gdzieś za siebie i maksymalnie przylgnął do mojego już prawie nagiego ciała. Drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł już znany mi blondyn, jak mu tam było…. Mike
-Uuuuuu, ale gorąco- zagwizdał. Justin oderwał się ode mnie jak poparzony. Szybko porwałam kołdrę i przykryłam się nią, zwijając w kłębek. Nawet nie zauważyłam jak po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
-Czego?-spytał wyraźnie zdenerwowany.
-John przyjechał- zaśmiał się
-I to jest ta ważna sprawa?
-Tak, bo masz zejść. Chłopaki się wygadali i on także chce widzieć tą twoją dziwkę- byłam pewna, że mówi o mnie, chociaż nie było w tym grosza prawdy.
-Nie, ona tu zostaje- wysyczał przez zęby, co zgaduję często mu się zdarza. Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Szybko wstałam z łóżka i ubrałam na siebie spodnie i bluzkę, które dała mi Jazmyn. Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się ponownie. Cała sytuacja mnie przytłaczała…
************************************************************
Tak jak obiecałam jest szósty rozdział.  Miałam go dodać w niedzielę, ale uznałam, że jak go już napisałam, to go dodam ^^. Co o nim sądzicie? Rozdział chciałabym zadedykować Martynie, mojej koleżance w realu. ;*. Uwielbiam cię kochana ;* i  życzę ci weny ^^

1 komentarz:

  1. Jest świetny <3 I dziękuje za dedykację ;* Też uwielbiam i dzięki za życzenie mi weny <3 Pisz dalej <3

    OdpowiedzUsuń